środa, 3 lutego 2016

Loving You Epilog

-Głupek! IDIOTA! Czemu pozwoliłeś jej jechać?! -krzyczał sam na siebie patrząc na leżącą kobietę.- Mogłeś ją powstrzymać.  Nie znaleźliby jej!  NIE ZABILIBY JEJ! Przez własną głupotę straciłem i ją i dziecko!- wziął krzesło i usiadł przy kobiecie. Dotknął jej dłoni i zaczął nucić.
Each time the wind blows
I hear your voice so
I call your name 
Whispers at morning
Our love is dawning
Heaven's glad you came 
You know how I feel
This thing can't go wrong
I'm so proud to say I love you
Your love's got me high
I long to get by
This time is forever
Love is the answer
*****
-Kochanie!  Jadę do miasta!- Kobieta krzyknęła.
- Nie!- Michael wychylił głowę z kuchni.- Ja mogę pojechać,  ale Ty  musisz zostać w domu.- Podszedł do kobiety.- Powiedz mi, co Ci kupić.
- Powiesz mi o co chodzi?  Od kilku dni chodzisz jak struty. Nie wiem..Problemy  w pracy
- Nie...
- To powiesz mi co się dzieje?  Hm?
-Nic...
- To pozwól mi jechać.
-Nie!
- I tak pojadę...
- Kicia...proszę... nie...
- Muszę  jechać.  Ciuchy same się nie kupią..
- Pójdźmy na kompromis. Pojedziemy do miasta razem. Co Ty na to?
- To już wolę wcale nie jechać! - wrzasnęła i zdenerwowana wyszła z pokoju
- Kochanie...- mruknął i wyszedł za nią.- Nie puszczę Ciebie samej.
- Bo co? Bo Ci ucieknę?- stanęła naprzeciwko Niego.
- Nie. Po prostu muszę mieć Ciebie na oku. 
- Nie jestem małą dziewczynką! Nic mi się nie stanie. Mam pomysł! Jest już po świętach, ochrona wróciła do pracy, więc może poślij za mną jednego z tych Twoich goryli.
-Misia... -dotknął lekko dłonią jej policzka.
- Gdzie są kluczyki od auta?- mężczyzna odsunął się od Niej i zaczął grzebać w kieszeniach marynarki. 
- Proszę. Tylko jedź ostrożnie!- Podał jej kluczyki i dokumenty. Kate zabrała je i powiedziała:
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też...- mruknął spuszczając wzrok w dół.
- Mike...  To tylko zwykła jadza do miasta. Nic mi się nie stanie.  - rzekła,  gdy ten mocno przytulił ją do siebie.- Wrócę za trzy godziny.- uśmiechnęła się delikatnie.- A teraz puść mnie.- Jednak mężczyzna nie miał zamiaru wypuszczać jej ze swoich objęć.- Misiek puszczaj...
- Pod jednym warunkiem... Nie jedziesz tam sama. Wyślę jednego ochroniarza.
- Dobra,  a teraz puść.
Po dziesięciu minutach Kate siedziała w samochodzie. Za nią jechało duże,  czarne auto. 
"Dziwnie się zachowywał... tak, jakby mi coś groziło... może rzeczywiście powinien ze mną pojechać do Los Olivos..."-pomyślała. Nagle drogę zajechało białe auto. Szybka reakcja i kobieta zręcznie ominęła dużą terenówkę.
- Niemota...-rzekła. Spojrzała w lusterko i zauważyła, że  pojazd próbuje ją wyprzedzić. Kiedy auto ją mijało spojrzała się na kierowcę i zdrętwiała. 


*****

- Wiemy,  gdzie mieszka ten Jackson! - mężczyzna z impetem wpadł do pokoju, rozejrzał się po pomieszczeniu i podszedł do swojego szefa, wtykając mu do ręki kartkę.  Amir szybko przebiegł wzrokiem po wiadomości i zaczął się śmiać. 
- No to teraz będzie Twój koniec maleńka... No to co? Jedziemy tam! Miejmy nadzieję,  że jest sama w domu.
- Sprawdziłem to. Aktualnie jedzie w stronę miasta. Jak planujesz ją zabić? 
- Najpierw tortury,  a potem pomyślimy... Albo..
Lepiej będzie ją po prostu zastrzelić. - przymknął oczy tak, jakby delektował się bólem własnej córki.- Jedziemy? 
Wyszli na zewnątrz i wsiedli do białego Range rovera. Wyjechali na drogę,  jednocześnie bezczelnie zajeżdżając drogę czarnemu Lexusowi. Amir usłyszał pisk opon, przerażenie w oczach i głośne przekleństwo swojego podwładnego. Czarne auto ominęło ich.
- Ej! To ona! Jedź za nią! Szybciej! SZYBCIEJ! - Krzyczał próbując przejąć kierownicę.- Wyprzedź ją! - wyjął pistolet ze schowka, nabił go i czekał, aż jego towarzysz podjedzie bliżej kobiety.
- No mała... Doigrałaś się...- przednie koła obu aut się zrównały,  mężczyzna odkręcił szybę, wystawił pistolet i pociągnął za spust. Kobieta słysząc huk wystrzału odbiła kierownicą, a auto skierowało się  prosto na pobliskie drzewo.  


*****


Od godziny czekał na powrót żony.  Zdenerwowany  usiadł na skraju sofy i ponownie wybrał jej numer. Nic. Cisza. Rozłączył się. Kilkanaście minut później usłyszał dzwonek. 
-...
- Tak to ja. A coś się stało? 
-...
-Co?! JAK TO SIĘ MOGŁO STAĆ? - schował twarz w dłoniach.  Jego kobieta...- Chwila moment.  Kiedy to się stało?- spojrzał na zegarek. - Zaraz przyjadę do szpitala. - wstał i zaczął się ubierać. 

*
Siedział przy niej. Kobieta była posiniaczona i podłączona do aparatury podtrzymującej życie. 
-Kochanie...  błagam....  obudź się...- zaczął płakać. Nagle usłyszał pisk,  a na monitorze pojawiła się jedna linia. 






*****


 Well.. 
 To koniec. 
Loving you dobiegło końca.
Wiem...  denne zakończenie... 
Możecie mnie zabić.
Co  z dalszym pisaniem? Sama nie wiem... nie chce nic Wam obiecać... 

Ważka :)

wtorek, 5 stycznia 2016

Loving You 29

3 Dni później.

Przygotowania do świąt Bożego Narodzenia szły w Neverlandzie pełną parą. Prezenty zostały kupione i schowane w bezpieczne miejsce.
Dom został ozdobiony migającymi światełkami, a w każdym oknie wisiały papierowe śnieżynki. Nad drzwiami wejściowymi wisiała jemioła.
W każdym pomieszczeniu stała mała choinka, przyzdobiona dużymi, białymi bombkami.
 - Choinka będzie stała tutaj.- małżonkowie stali w salonie i zawzięcie dyskutowali.
- Lepiej będzie, jak postawimy ją przy kominku. Nada salonowi nieco magiczny nastrój.
-Kochanie... Lepiej będzie, jak  będzie stała przy oknie...
- Ale już nie będzie takiego klimatu. Będzie stała przy kominku.
- Nie, bo przy oknie.
Nagle kobieta wybuchła.
- Taak?! To wsadź ją sobie głęboko w dupę!
- Kicia... Nie unoś się tak...- Mike podszedł do Niej.
- To mnie nie denerwuj! Choinka ma stać przy kominku!- Rzekła i  wyszła z pokoju.
Michael spojrzał w górę, uniósł teatralnie dłonie do góry i powiedział:
- Boże! Czemu?!
*

Siedziała w sypialni. Oglądała film. Między jej nogami była duża, zielona miska z popcornem.
Do pomieszczenia wszedł Michael. Uśmiechnięty od ucha do ucha podszedł do kobiety i wziął garść popcornu. Usiadł obok niej i wpatrywal się w ukochaną. Rzucił w nią jednym ziarnkiem kukurydzy. Oderwała oczy od ekranu telewizora i spojrzała ze złością na Michaela.
- No co?- zaśmiał się.
- Gówno, jak nie wiesz co.- i ponownie zaczęła oglądać film. Kiedy poczuła kolejne ziarno wstała, wzięła miskę i wysypała całą jej zawartość na głowę męża.
- Idiota!!- zaczęła krzyczeć. Po chwili zaczęła go wyzywać od najgorszych. Ten zaczął się śmiać.
- To Ciebie śmieszy?!- próbowała opanować swoja złość, ale widząc rozbawienie Michaela, jeszcze bardziej się denerwowała.
- Tak.
- Zobaczymy, czy będzie Ci do śmiechu w nocy, jak będziesz spał na kanapie, lub na podłodze!- powiedziała i szybkim krokiem wyszła z pokoju.
- Co jej strzeliło?- pomyślał i zaczął zjadać popcorn ze swojego ubrania.

Szukał jej po całym domu. Zaczął się martwić, ponieważ nigdzie jej nie było. W końcu zabrał płaszcz, założył buty i wyszedł na zewnątrz. Biały puch otaczał wszystko.
 Idąc w  stronę altany ujrzał znajomą postać siedzącą na ziemi. Powoli podszedł do Niej zauważając, że kobieta nie ma na sobie kurtki.
- Kicia, chodź do domu, bo się przeziębisz.
- SPIERDALAJ!- Kobieta odwróciła się i wstała.
- Kochanie... Co się dzieje?- złapał ją za rękę, ale Kate szybko ją cofnęła.
- Irytujesz mnie! Wszystko musi być tak, jak Ty chcesz! Choinka tam, talerze tu, może prezenty też mają być specjalnie ułożone, posortowane, posegregowane?! Jeszcze te Twoje "zabawy!" Bardzo śmieszne, wiesz?!
- To tylko popcorn... Nic wielkiego...
-Taak?! A jakbym ja Ci tak przeszkadzała, to Ty już byś się obraził!
- Miśka no... Nie wkurzaj się o takie pierdoły...- podszedł do Niej tak, że stykali się ciałami.
Zdjął kurtkę i zarzucił kobiecie na ramiona. Kate uniosła głowę do góry, ominęła Michaela i udała się w stronę domu. Ten jednak dogonił ją i powiedział:

-No już nie złość się. Złość piękności szkodzi... 

-Tobie jak widać już dawno zaszkodziła.

-Tak myślisz? -Spojrzał na nią.  

-Tak.- popchnęła go lekko i weszła do domu. Michael stał przez chwilę nieruchomo, wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko, podrzucił je parę razy i poszedł za kobietą.

*

Stał przed lustrem.   Od godziny przyglądał się swojej twarzy.  

-Kochanie... Przepraszam... Nie powinnam... 

-Naprawdę myślisz, że jestem brzydki?- odwrócił się w stronę kobiety. 

-Powiedziałam tak,  bo mnie zdenerwowałeś.

- Odpowiedz na moje pytanie... 

-Oczywiście, że nie.  

- Ale jednak powiedziałaś tak.

-Bo mnie zdenerwowałeś! 

-Przepraszam za to. Przepraszam, że Ciebie wkurzyłem. Teraz Twoja kolej.

- Przepraszam. -Uśmiechnęła się.-O której ma przyjechać Twoja rodzina?  -Poczuła,  jak Michael ją mocno przytula. 

- Za jakieś dwie godziny. Mamę i tatę umieścimy w naszej sypialni. My będziemy spać w salonie na kanapie,  albo w naszym pokoju na dywanie.  To już od Ciebie zależy.  

-Obawiam się, że moglibyśmy przeszkadzać Twoim rodzicom w... spaniu. - Zarumieniła się.

Mike zaczął się śmiać. Puścił swoją żonę i rzekł :

- Czyli co?  Celibat zdjęty? 

- Może... Chodź pomożesz mi z potrawami. -Złapała go za rękę i oboje poszli do kuchni.

*

Pewien mężczyzna siedział w ciemnym pomieszczeniu. Jednym źródłem światła były drewniane, stare drzwi.  Do pokoju wszedł niski, barczysty facet. Usiadł  naprzeciwko  Alego i zapalił światło.

-Gadaj gdzie ona mieszka, chyba, że chcesz powtórkę z rozrywki. 

Mężczyzna zaprzeczył. 

-Nie?? Oj Ali... 

- Nie wydam jej. - usłyszał głośne plaśnięcie. Poczuł, jak piecze go prawy policzek.  Chciał się zerwać, ale jedyne, co zrobił, to wylądował na podłodze razem z krzesłem. 

Wściekły rozmówca wstał i zaczął kopać Alego gdzie popadnie. -Dobra przestań! 

-Powiesz mi w końcu,  gdzie ona jest? 

- Pod jednym warunkiem. -Wyjęczał. 

-Hahah... Jestem ciekaw czego chcesz. Zamieniam się w słuch.

-Nie zabijesz jej. 

-To nie wchodzi w grę.  

-Proszę... -Z jego ust zaczęła płynąć krew. Zaczął się dusić.

-Jedyne,  co mogę zrobić,  wypuścić ciebie na wolność,  ale jeżeli piśniesz słówko...- Mężczyzna wyjął z kieszeni spodni pistolet, naładował go nabojami i przyłożył do skroni Alego. Zaśmiał się i wyszedł.

Ali podniósł krzesło i usiadł na nim. 

-Chcę wyjść do toalety! -Krzyknął.  Ktoś otworzył drzwi i rozkuł dłonie.  Ali odwrócił się i jednym ruchem powalił na ziemię rosłego ochroniarza.  To był impuls.  Mężczyzna wybiegł z pomieszczenia.  Rozejrzał się po korytarzu.  Po prawej stronie były duże szklane drzwi.  Pobiegł do nich,  otworzył i znalazł się na zewnątrz.   Podwórko było otoczone lasami.  Wszędzie biegały wilki i psy. Na środku podwórka stał duży, czarny jeep. Ali wszedł do auta i złapał telefon. Napisał wiadomość do Michaela. 

" Są tutaj. Uciekajcie. " 

Wysłana.  Odetchnął z ulgą. Odpalił auto i wyjechał z terenu posiadłości. 


Witam Was w nowym roku :) Postanowiłam,  że skrócę nieco to opowiadanie * nie bijcie* :) 

do następnego!

Ps: przepraszam za wszelakie błędy,  jakie znaleźliście :)


środa, 23 grudnia 2015

Lost Child 1


Mam na imię Amy. Mam 16 lat. Jest dwudziesty pierwszy lipca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty szósty rok. Chcę Wam przekazać, jak kilka miesięcy temu pewna osoba zmieniła moje życie.
Może zacznę od początku.
Urodziłam się w Nashville w stanie Tennessee. Od małego uwielbiałam śpiewać i malować. W swoim pokoiku miałam mnóstwo obrazów namalowanych przeze mnie.
Moi rodzice byli managerami gwiazd. Przez nasz dom przewinęło się wiele sław, między innymi Whitney Houston czy sam Freddie Mercury. Uwielbiałam się z Nimi bawić.
Pewnego dnia mama i tata zabrali mnie na koncert. Późnym wieczorem wracaliśmy do naszej posiadłości. To była chwila... Poczułam silne uderzenie w bok. Nasze auto przekoziołkowało i uderzyło w drzewo. Obudziłam się w szpitalu. Nade mną pochylał się lekarz. Moje pierwsze pytanie brzmiało:
-Co z moimi rodzicami?
Lekarz spojrzał na mnie i pokręcił przecząco głową. Nie musiał nic więcej mówić. Zaczęłam płakać. Dlaczego? Dlaczego Oni? Równie dobrze mogłam ja umrzeć. Byłam sama...
 Na początku mieszkałam z ciotką, która jak widać się mną znudziła.  Oddała mnie do domu dziecka, w którym przebywałam przez trzy lata.
Mój wygląd? No cóż...
Opisałabym siebie jako niską, chudą, ciemnowłosą dziewczynę. Jedynym moim atutem są duże, czarne oczy. Dziwna mieszanina genów, prawda?  Na dłoniach i nogach miałam ślady cięć- pamiątki po niedawnym załamaniu nerwowym. Dlaczego? Jak? Miałam czternaście lat. Jak zwykle rano wstałam i szłam do sali, w której odbywały się zajęcia.  Nagle ktoś złapał mnie za kołnierz koszuli i powlókł mnie, jak szmatę, po podłodze do pobliskiego kantorku dla woźnych. Wyrywałam się mojemu napastnikowi,  ale to nic nie dało. Był silniejszy ode mnie. W końcu puścił mnie. Zamknął drzwi na klucz. Próbowałam krzyczeć, ale ten zakrył mi usta. Tym napastnikiem okazał się mój kolega Sam. Mówiono mi, że jest chory, że nie potrafi zapanować nad agresją. Jakoś w to nie wierzyłam... Do tego momentu... Spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich blaski furii. Zaczął mnie bić. Co ja mu zrobiłam? Bił mnie bez opamiętania. Krzyczałam, prosiłam aby przestał. Na nic zdały się moje krzyki i błagania. To tylko Go podniecało. Mówił coś o dziwkach, że się we mnie zakochał, a ja niby dawałam każdemu. Mówił coś o moich rodzicach. Nie wytrzymałam. W jednej chwili wstałam i uderzyłam go z otwartej dłoni w policzek. Ten jeszcze bardziej zdenerwowany  jedną ręką złapał mnie za szyję, a drugą rozpinał swoje spodnie. Tak... Zgwałcił mnie... Po tym wydarzeniu zamknęłam się w sobie. Nikomu nie ufałam. Codziennie na moim ciele pojawiały się nacięcia. Czy nauczyciele to zauważyli? Nie sądzę. Zawsze chodziłam w przydużych bluzkach. Idealnie zakrywały moje rany.
 Mieszkałam w jednym pokoju z dwiema innymi nastolatkami. Czego słuchałam? Z reguły uwielbiałam ostrą muzykę. Jakoś nigdy nie przepadałam za " cukierkowym" pop'em, za to moje współlokatorki to uwielbiały. Dlatego z Nimi nie lubiłam przebywać. Zawsze nawijały o tym, jaką idealną osobą musi być ta i ta gwiazda. Takie ciągłe "trajkotanie" mnie denerwowało. Chciałam, aby chociaż na chwilę zamknęły usta... Cały czas było mniej więcej coś takiego: "Zobacz, jaki On jest cudowny!", "Ale Ona ma głos! Jest mega!" Zawsze wychodziłam, kiedy zaczynały ten temat.
Miejsce, w którym przebywałam, nie wyglądało przyjemnie. Obskurny, stary i szary budynek nie wyglądał zachęcająco. w srodku ściany były ciemnozielone. Pokoje były przeważnie takie same- w rogu pomieszczenia było małe, piętrowe, drewniane łóżko, biały, metalowy stolik i kolejne łóżko.


****
Siedziałam w stołówce. Nagle poczułam, jak ktoś dotyka mojego ramienia. "O co kurwa chodzi?" Pomyślałam. Odwróciłam się i zauważyłam mojego wychowawcę. Nigdy Go nie lubiłam... Człowiek niemiłosiernie wszystkich wkurzał. Potrafił zadać wypracowanie na dziesięć stron, w dodatku na lekcjach wyzywał. Każdy dobrze wiedział, że nauczyciel notorycznie zdradzał swoją żonę. A z kim? Z dyrektorką ośrodka. Fajnie nie?
Jego żoną była fajna, miła kobieta.Nie wystarczała mu? Jeszcze dwa lata temu ją wychwalał, chodził jak zakochany.
-Amy... Muszę z Tobą porozmawiać.
Wywróciłam oczami, wstałam i powlokłam się za Nim. Weszliśmy do jego klasy. Ten usiadł i wskazał dłonią krzesełko. Usiadłam, a gdy to zrobiłam, Pan James, bo tak ma na imię, powiedział:
-Znalazł się ktoś,  kto chce Ciebie zaadoptować.
- Wreszcie! Koniec z tą zapyziałą budą!- Ucieszyłam się.
-Bez takich!
- Bo co?- wstałam. On zrobił to samo.
-Posłuchaj mnie młoda damo! Twoim przyszłym ojcem ma być sam Michael Jackson!
- Że kurwa co?!- Wiadomość Jamesa dosłownie zwaliła mnie z nóg.- Jak to?
-Normalnie. Wybrał Ciebie...
- A nie powinnam Go najpierw poznać? Jakaś rozmowa?  Ale... Zresztą znam reguły. Wysyłacie zdjęcia a potencjalni rodzice wybierają bachora, którego chcą wychowywać. - machnęłam ręką i już miałam wyjść, gdy nagle nauczyciel stanął przede mną.
-Mała...-Gładził mnie po policzku.
- Spierdalaj pan ode mnie!- wrzasnęłam. Zanim uciekłam  z klasy, James rzekł:
- Wyjeżdżasz jutro rano!
Kolejny napaleniec...- pomyślałam.-Chciał mnie, żonę i dyrektorkę... Jeszcze czego...
Po wyjściu z klasy przystanęłam na chwilę. i powoli udałam się w stronę swojego pokoju. Nie mogłam uwierzyć, że idol moich współlokatorek chce mnie jako córkę. Mnie... Jakby nie mógł wybrać innej dziewczyny...
Wiedziałam, jak zareagują dziewczyny... Piski, wrzaski, płacz... Dokładnie to przewidziałam. Weszłam do pomieszczenia. Obydwie zachwycały się "cudownym" zdjęciem.
- Tylko się nie zesrajcie na Jego widok, bo właśnie jutro wasze "bożyszcze, wasz mąż" ma tutaj przyjechać.- Mruknęłam.
-CO?!- Taaak... Jedna z dziewczyn zemdlała, druga płakała... Zachowanie psychofanek...
Podeszłam do swojego łóżka, wyjęłam torbę i zaczęłam się pakować.
- A wiesz po co przyjedzie?
- Nie powinno to Was interesować. I tak Go nie zobaczycie... Tak mi przykro...- zrobiłam smutną minę. - Ten wasz idol nie jest Wami zainteresowany. Ma Was gdzieś. Nie rozumiem... Po co tracicie na Niego czas i pieniądze? To jest bez sensu...
-Nie znasz Go!-  krzyknęła Emily, ta, która płakała.
-Wy też Go nie znacie. Uroiłyście sobie, że jest taki super, mega i  q ogóle! Nawet nie widziałyście Go na żywo. A jak jest inny, niż sobie wyobraziłyście? Jebnijcie się w łeb i przejrzyjcie na oczy!
-Nie znasz się...- Typowa wymówka...
Kiedy torba była już spakowana, wyszłam na dwór.

****Perspektywa Michael'a***
Wielu ludzi nie potrafi mnie zrozumieć. Żyję w ciągłym stresie. Moje życie od małego było trudne... Ojciec, który mnie bił, uzależnienie od leków, oskarżenia o molestowanie, ponowne uzależnienie... Inni osądzają mnie po tym, co przeczytali, bądź widzieli w TV... Tak łatwo dają się manipulować...
Dlaczego chciałem zająć się dzieckiem? Chciałem pomóc? Jedno życie uratowane. Pora uratować miliony innych...
Amy bardzo dużo wniosła w moje.życie.  Zmieniła moje spojrzenie na świat.
-Zostanę ojcem!- Krzyknąłem pewnego lipcowego dnia, do mojego przyjaciela.
Obaj siedzieliśmy w studiu nagrań.Ostatnio miałem dużo pracy: koncerty, wywiady... Siedzenie w studiu było dla mnie odpoczynkiem. Razem z Frankiem siedzieliśmy tutaj od rana.
- Ale...
- Nie... Nikt nie jest ze mną w ciąży! Frankie! O czym Ty myślisz?- skarciłem chłopaka. Widziałem, że się zarumienił, więc zachichotałem. - Po prostu adoptuję  nastolatkę. Uprzedzam Twoje pytanie: Nie, nie będziesz mógł się z nią spotykać. O nie. Jeszcze powiesz jej za dużo o mnie i będzie problem...
-Oj mam co opowiadać.- Chłopak zaczął się śmiać, ale przestał, gdy poczuł poduszkę na swojej twarzy.
- Nic jej nie powiesz!
- W ogóle dasz sobie radę z małolatą? Wiesz bunt, dojrzewanie...
- Jakoś sobie poradzimy. Już Ty się nie martw. Wszystko będzie dobrze.
- Kiedy po nią jedziesz?
- Jutro.
- Nie boisz się paparazzich?
- Nie... Wszystko bedzie zachowane w tajemnicy. Mój plan musi wypalić. Chcę, aby dziewczyna miała spokojne życie.
-Ty... Król... i zajmowanie się małolatą? Co się stało? Gdzie mój przyjaciel, który kwestię posiadania dziecka odkładał na później?
-Dorosłem!- Wstalem z fotela.- Frank... Dorosłem... Wreszcie...


****
Hejo kochani! :* Wrzuciłam próbkę, zajawkę nowego opo, które chciałabym dawać po skończeniu LY, ewentualnie dawałabym co jakiś czas- jak nie będę miała weny na LY, które zaczyna mnie powoli już denerwować. :)
Jest to pierwszy raz, kiedy napisałam coś na bloga w pierwszej osobie. :)
Do następnego? :)
Pozdrawiam.
Ważka. :)

poniedziałek, 30 listopada 2015

Loving You 28


*noc*
Nagły płacz dziecka, dochodzący z sąsiedniego pokoju, zbudził małżonków ze snu.
-Kicia...-wymruczał Michael.- idź do Niej...
Kobieta odwróciła się w Jego stronę i powiedziała:
- Twoja kolej.
-Proszę...
- Idź.
- Dobraa.- wstał i udał się do pokoiku małej.
Po chwili zawołał: 
- Gdzie są pieluchy?! 
- W komodzie, w drugiej szufladzie od góry. 
- Nie ma! Kobieta westchnęła i wstała. Spojrzała na zegarek. Była druga w nocy. "Świetnie..."pomyślała. "Jeszcze tego by brakowało, by Michael zaspał do pracy..."  - Dobra idź spać, ja się nią zajmę. Przecież dzisiaj idziesz do studia.- Podeszła do łóżeczka.- A i tu masz pieluchy. 
- Nie było ich! 
Kobieta zaśmiała się i zaczęła rozbierać dziecko.- Idź spać. Ja zaraz wrócę. 
Tymczasem dziewczynka nadal płakała.
 - Co jej jest? 
- Pewnie jest głodna. No juuz zalaz dostanies papuu- Kate zaczęła mówić do dziecka. 
 - Wydaje mi się, że nie powinnaś tak mówić do dziecka... Kobieta zlustrowała wzrokiem Michaela i rzekła: - Mam gdzieś te Twoje "Wydaje mi się." Mam prawo mówić do Niej jak chcę prawda? Właśnie...
 - Ona i tak zrozumie. 
- Idź spać, bo do roboty idziesz.- kobieta przewinęła dziecko i spokojnie usiadła w fotelu. Mała szybko odnalazła pierś mamy i zaczęła ją spokojnie ssać. Czarnymi oczkami rozglądała się po otoczeniu, a łapkami wymachiwała we wszystkie strony. Ojciec ucałował małą i udał się w stronę sypialni.
 - Co się dzieje?- w drzwiach stanęła zaspana nastolatka. 
-Nic. Po prostu mała się obudziła...- Kate spojrzała na dziewczynę. Zauważyła niezdrowo zarumienione policzki.
- Nie masz czasem gorączki? 
- Nie. 
- Chodź. Sprawdzę.- przyłożyła dłoń do czoła Paris.- Matko... Do łóżka! Zaraz Ci przyniosę termometr.
-Nie trzeba... Nic mi nie jest...- nastolatka próbowała się spierać. 
Kobieta uśpiła małą i położyła do łóżeczka.
-Do łóżka!
- Jeju... Nic mi nie jest...- jednak pod wpływem wzroku kobiety potulnie poszła do swojego pokoju. Chwilę później Kate weszła z termometrem. Usiadła na skrawku łóżka. 
- Oj no...- nastolatka wywróciła oczami. Niechętnie wzięła termometr. 
- Pokaż.- Po kilkunastu minutach kobieta wyciągnęła dłoń.
- Czterdzieści stopni...
- Co robiłaś, jak Nas nie było?
- Nic.- zakasłała.
Kate uniosła jedną brew do góry. 
- Czy aby napewno nic? Gdybyś nic nie robiła, to nie byłabyś chora.
- Byłam na basenie. To tyle.- Zaniosła się kaszlem. 
- Zrobię Ci okład z lodu. Powinien zbić temperaturę.- Wstała.
Nastolatka nic nie powiedziała, tylko zamknęła oczy próbując zasnąć.

- Powiedz mi... Nie byłaś tam sama?
Dziewczyna wymruczała "nie" i ponownie zaczęła kaszleć. Skłamała. Nie chciała martwić kobiety.
Kobieta wyszła i po minucie wróciła z kostkami lodu owiniętymi w ręcznik. Delikatnie położyła go na czole dziewczyny. Później kilkukrotnie zmieniała okłady, w ciągu czterech godzin.

*Rano*
-Umieram...- Nastolatka wstała kaszląc. Czuła zimno i trzęsła się jak osika.
- Pokaż termometr.-  nad nią stał Mike. Ubrany w zieloną koszulę i czarne spodnie, mężczyzna był lekko poddenerwowany. Stan zdrowia Jego córki był niemalże krytyczny.- Masz trzydzieści dziewięć stopni. Coś Ty robiła, że się tak urządziłaś?
- Mówiłam Ci wczoraj, że byłam na basenie.
- W grudniu!
- To był kryty basen! Później wyszłam na dwór pobawić się śniegiem...
- Wiem, kiedy kłamiesz... Powiedz mi prawdę.- Usiadł na skrawku łóżka.
- No dobrze.- Paris również usiadła.- Ale nie ukarzesz mnie za to?
- To zależy...
- Ech... Spotkałam się z Max'em i małym. Najpierw poszliśmy do parku, a potem do Jego domu. Zadzwonił do paru znajomych i wywiązała się impreza. Juniorem na ten czas zajęła się sąsiadka pani Smith. Całkiem miła osóbka. Poczęstowała Nas kawałkiem ciasta. Jak wróciliśmy, to wszyscy już byli. Od razu uprzedzam Twoje pytanie: tak... Był tam alkohol, aczkolwiek ja wypiłam tylko dwie- trzy lampki czerwonego wina. Skąd się wzięło moje przeziębienie? Otóż wszędzie były pootwierane okna.
- A były tam narkotyki?
Paris zaczęła się śmiać, co zakończyło się okropnym kaszlem.
- Wiedziałam, że o to zapytasz! Nie... Nie było, a nawet jakby były to ja z Max'em byśmy tego świństwa nie tknęli.- Zaczerwieniła się.- Znasz już całą historię.
- A więc... Kary jako takiej nie masz, ale tym piciem i imprezą... Grabisz sobie moja młoda damo... Masz dopiero szesnaście lat! Nawet się nie zapytałaś, czy możesz iść...-pogroził palcem.- Teraz leż. Później do Ciebie zajrzę.
- I jak tam?- do pokoju weszła Kate ubrana w szary golf i jeansy. Niosła tacę, na której było ciepłe jedzenie i lekarstwa.- Masz. Musisz to wszystko zjeść.- położyła tacę na kolanach dziewczyny.
- Serio? Wszystko?- Nastolatka spojrzała błagalnie na swojego ojca.- Tato... Pomożesz mi?
- Niestety nie. Jedz póki ciepłe.
- Za dużo... Nie zjem tyle...
- Zjesz, zjesz.- kobieta usiadła obok Michaela i wwiercała wzrok w dziewczynę. Ta zaczęła jeść. Po kilkunastu minutach Paris oddała pustą tackę.
- A mówiłaś, że nie zjesz... A Ty nie powinieneś już być w drodze do pracy?- kobieta zwróciła się do Michaela. Ten spojrzał na zegarek.
- Cholera jasna! Zaraz powinienem rozpocząć nagrania!
- To co tu robisz? Już Ciebie tu nie ma!-Kate wstała i odniosła tackę do kuchni.
Mike szybko wstał i wyszedł z pomieszczenia,a nastolatka poszła spać.



*****
-Ona tutaj jest? M-moja córka?- zdenerwowana kobieta chodziła po korytarzu.-Mogą ją tutaj znaleźć?
- Raczej nie. Zmieniła imię i nazwisko, ale...
- Ale?
- Była w telewizji. Jestem w stu procentach pewny, że ONI ją widzieli... Była  na wszystkich stacjach telewizyjnych.
- Co robiła?
- Wychodziła z dzieckiem ze szpitala. Fotoreporterzy i fani ją "przyłapali." Nawet spokojnie do auta wsiąść nie mogła.
- Chcę się z Nią zobaczyć!
- Obawiam się, że narazie jest to niemożliwe... Dobra ja idę do pracy. Wrócę gdzieś tak o osiemnastej.- Mężczyzna powiedział i wyszedł z domu.

*

WITAJCIE! Chcę Wam podziękować za ponad 12000 wejść! Kurde... Lada chwila będzie rok od kiedy ten blog funkcjonuje! Nie myślałam, że będę miała aż tak dużo czytelników! Jesteście wspaniali!
Teraz chcę odpowiedzieć na pytanie Diany. Otóż nie... Serio... Nie wzoruję jej na sobie. Kate nie jest taka jak ja. Jest w 100% a nawet w 1000% moim przeciwieństwem. Jest taka, jaka ja chciałabym być. :)


piątek, 30 października 2015

Loving You 27

Witam! :D Już stuknęło ponad 10 000 wyświetleń! *.* Dziękuję Wam! :)
Przepraszam, że tak długo nic się nie pojawiało, ale wiecie... Życie mi się zawaliło... Mój przyjaciel (myślałam, że Nim jest) zostawił mnie... Gdyby nie dziewczyny, to nie wiem, co bym zrobiła... Teraz mam nauczkę na przyszłość- nikomu nie ufać i uważać przy dobieraniu znajomych...
Jestem w klasie maturalnej..Już w drugim tygodniu września miałam tyle prac domowych, że aż szkoda gadać... W dodatku musiałam sobie wszystko w głowie poukładać odnośnie bloga.
Teraz oficjalnie potwierdzam informację, że jeszcze 13 części i.... Dojdziemy do końca... ;)
Ilonko! Dziękuję za świetne tło!
Ps... Mam dla Was pewną niespodziankę. :)











 -Możemy już wracać do domu?- Michael próbował nakarmić Charlie. Jednak dziewczynka co i rusz odwracała główkę. Siedzieli w sali. Nagle ktoś zapukał do drzwi i do pomieszczenia wszedł Gavin.
- Tak. Już mam wypis.
- Proszę Pana? A może mi Pan dać autograf?- nastolatek niepewnie podszedł do Michaela. 
- Tak. Jasne, tylko potrzymaj moje dziecko. Podał Gavinowi małą i wziął od chłopca kartkę i długopis. 
- Wie Pan... Trzymać Pana dziecko to zaszczyt...- Mężczyzna słysząc to uśmiechnął się. 
- To co? Za miesiąc widzimy się u mnie!
- Jak mama pozwoli...
- w stu procentach! Już ja ją zbajeruję!- Zaczął się śmiać. Nagle ktoś Go lekko pacnął ścierką w tył głowy.- Przecież żartowałem!- odwrócił się w stronę Kate.
- Mam taką nadzieję...
- A gdybym tak zrobił?
- Zdzieliłabym Ciebie ponownie. 
- Znęcasz się nade mną wiesz?- zrobił smutną minę i odebrał wierzgającą dziewczynkę. Wstał i wsadził małą do wózka. 
- Bo mnie niemiłosiernie wnerwiasz.- podeszła do Michaela. Ten przyciągnął kobietę i pocałował.
- Jak wrócimy do domu, to...- wyszeptał jej wprost do ucha.
- Wiesz, że celibat obowiązuje?- dwudziestoparolatka się zarumieniła.
- Mogłabyś już sobie to odpuścić.- wymruczał.- Proszę...
- Jak będziesz mi codziennie przez tydzień gotował śniadania, obiadki i kolacje, to pomyślę o zmniejszeniu kary tylko o tydzień.
-Dobrze...- westchnął.
-A i jeszcze będziesz musiał wyjść ze mną na miasto. Trzeba kupić małej nowe ciuchy.-pocałowała go i wyswobodziła się z objęć mężczyzny. Podeszła do wózka i pochyliła się nad dzieckiem. Nagle pobladła. Gdyby nie Mike, upadłaby na podłogę. Położył ją delikatnie na materacu.
- Idę po lekarza.- wrzasnął chłopak stojący przy drzwiach.
- Nie. Nie trzeba już czuję się lepiej.- Kate rzekła słabo.
Już ja znam te Twoje "lepiej"...- Michael podał jej kubek z wodą. Kobieta usiadła.
- Na serio jest mi już dobrze. Nie jestem małym dzieckiem...
- Ostatnio jak na siebie nie uważałaś, to wylądowałaś w szpitalu.
- Gdyby nie ta Twoja zasrana pokojówka, to by nie było problemu.- Mike usiadł obok kobiety i chciał ją objąć. Kate jednak odwróciła się do Niego tyłem.
- Co się...- zapytał lekko zaskoczony zachowaniem żony, Michael.
- Pstro.- warknęła i oburzona wstała. Ten również wstał i przytulił kobietę. Jej plecy szczelnie przylegały do Jego torsu. Dłonie mężczyzny powędrowały na brzuch kobiety.
-Przestań.
-Ale ja nic nie robię. Tylko Ciebie przytulam.
- Proszę...- powiedziała, gdy poczuła, że ten całuje jej szyję.- Idiota...- skwitowała po chwili, gdy ten nie przestawał jej całować.
- Obrzydliwe! Fu!- usłyszeli głos Gavina. Odwrócili się. Chłopak zakrył oczy dłońmi.
Oni popatrzyli się po sobie i zaczęli się śmiać.
- No co?- zapytał zdezorientowany Chłopiec spoglądający między palcami na małżeństwo.


*****

Kiedy wyszli na zewnątrz, rozległy się piski i wrzaski. Wystraszone dziecko było przykryte prześcieradłem, płakało i kurczowo trzymało miśka.W pewnym  momencie mała zwymiotowała. Mike stanął i podał dziewczynkę kobiecie, jednocześnie otwierając drzwi auta. 
- Wracamy do domu mała.- Kate wsiadła do auta, odkryła dziecko i próbowała je uspokoić.- Nie płacz kochanie...- Wzięła Charlie na ręce.
-Możemy już jechać?
- Zaraz! Muszę ją przebrać!- krzyknęła. Sięgnęła po torbę, która była na siedzeniu obok. Położyła małą w foteliku. Po chwili mała była przebrana i słodko spała w foteliku.
Ruszyli. Kate obserwowała sytuację za samochodem. Rozhisteryzowane fanki biegły za pojazdem, zajmując praktycznie całą ulicę.
- Nadal biegną?
- Taak.
-Rzuć im coś...
- Tylko co? Już wiem!- Zdjęła mężowi okulary.
EEJ! ODDAWAJ!
- Nie drzyj się, tylko kieruj i otwórz szyberdach!
Michael wywrócił oczami i wykonał jej polecenie.
Kiedy Kate się wychyliła tłum fanów zaczął piszczeć.  Pokazała okulary, zamachnęła się i je rzuciła. Usłyszała krzyk i natychmiast się schowała.
- I co?
- Biją się o marną parę okularów.
- Nie pytaj ile kosztowały...
- Za ile będziemy w domu?
- Jeszcze pół godziny, góra czterdzieści minut... Moja najlepsza para okularów...-udawał zmartwionego.
- Kupię Ci jeszcze inne... Patrz ile dobrego zrobiłam: Oni mają pamiątkę po idolu, a my spokój.
- Racja...
Reszta podróży minęła w ciszy.


****

Witajcie! Tęskniliście? Ja tak! :) Nie wiem, kiedy pojawi się następna notka.


Wszystkie zdjęcia zastąpiłam tym jednym. Prawda, że ładne? Przepraszam, że notka jest, jaka jest, ale wyszłam trochę z wprawy.







Jest to filmik mojego autorstwa. :)

środa, 23 września 2015

PRZEPRASZAM!

Witajcie. Jak widzicie dawno nic nie dodawałam.... Otóż... nie wiem, kiedy pojawi się część... Jest zaczęta, ale nie mam nawet połowy tego, co chciałam napisać. Ostatnio nie mam czasu, aby myśleć o blogu... Mam zamiar nawet zawiesić go na czas nieokreślony... A Wy co o tym sądzicie? Nie mam siły na ciągnięcie tego... Codziennie mam masę nauki a dodatkowo studniówka, która już doszczętnie pochłonęła moje nerwy... Przepraszam...

środa, 2 września 2015

Loving You 26


Na samym początku chcę Wam polecić bloga, na którego natrafiłam przypadkiem. Jest On warty uwagi! http://fikcyjneopowiadaniaomichaelujacksonie.blogspot.com/?m=1
Notka miała być w piątek/ sobotę, ale przyśpieszam ją. Zostałam nominowana przez Dominikę do zrobienia czegoś z Michaelem, a że nie umiem malować, ani śpiewać, to postanowiłam napisać kolejną część.
Ilonko! Dzięki za zrobienie tła! :*

****

- Ona jest w Los Olivos.
- To czemu jej nie zabiłeś?!
- Nie jest sama.
- Nie interesuje mnie to!
- Włącz telewizor!- Siedzieli w małym, ciemnym pokoju. Amir podszedł do stojącego nieopodal okna, telewizora plazmowego. Na ekranie pojawiła się twarz Jego córki. Wraz z Michaelem i zawiniątkiem, w którym było dziecko, szli w stronę auta.- Nie mamy szans. Ma najlepszą ochronę.
- Musimy ją dorwać!- Mężczyzna czerwony ze złości walnął mocno pięścią w szybę, rozwalając ją na drobne kawałki. Spojrzał na swoją pokrwawioną dłoń, obrócił ją i powiedział:
- Ma być martwa.
Drugi mężczyzna wstał i udał się w stronę drewnianych drzwi.
- Nie zrobię tego.
- A jak Ci zapłacę?
- Ile?
- Tyle, ile chcesz.- podszedł z wyciągniętą dłonią do swojego rozmówcy.  Zacisnął ją na szyi chłopaka...

****
Kilka dni wcześniej.
- Ziobacz kto do Ciebie przyjechał! Wujek Fred!- dziewczynka słysząc imię Mercury'ego zaczęła piszczeć.
Od godziny byli na normalnej sali. Na wszystkich ścianach były postacie bajkowe: Kubuś Puchatek, Smerfy, Królewna Śnieżka i wiele innych.  Wszystkie łóżeczka były pozajmowane przez najmłodszych pacjentów szpitala. Na podłodze było kilka materaców.
- Chodź tu do mnie!- Fred wziął małą na ręce i zaczął ją lekko podrzucać.  W sali rozległ się szczery śmiech dziecka. Osoby siedzące przy sąsiednim łóżku spoglądały krzywo na tą całą sytuację.
Kiedy dziewczynka wreszcie znalazła się w ramionach ojca, ziewnęła i zaczęła wywijać rączkami. W pewnym momencie wsadziła sobie obie łapki do buzi i zaczęła się śmiać, a najbardziej się ucieszyła, gdy Mike wziął łyżeczkę i otworzył serek waniliowy. Dziewczynka otworzyła buzię. Po chwili Charlie była nakarmiona i grzecznie spała przytulając się do misia.
Do pomieszczenia weszła Kate.
- I co?- zapytał Michael podchodząc do kobiety.
- Wszystko dobrze. Lada chwila dostaniemy wypis.- wymamrotała. Mike wziął ją pod rękę i zaprowadził na krzesło. Podał jej wodę i usiadł na materacu.

Wieczór.

Obydwoje wykąpali dziecko i ubrali je w różowe śpioszki z fioletowym napisem "Jestem dobrą dziewczynką". Stali przy łóżku i próbowali wszelkimi sposobami uśpić maleństwo.
- Daj jej tego miśka, którego dostała od Gavina.
- Już szukam!- wyjął z torby jasnobrązową rzecz i położył obok córki. Ta natychmiast przestała płakać.
Odetchnęli z ulgą.
- Teraz ja idę się umyć.
- A nie możemy razem?- zrobił maślane oczka.
- Nie!
- Doobra...- usiadł na materacu i czekał. Kiedy kobieta nie wracała przez kilkanaście minut, postanowił jej poszukać. Otworzył drzwi, spojrzał się w prawo i w lewo. Pusto! Po cichu udał się w stronę damskiej toalety. Uchylił leciutko drzwi. Usłyszał przeraźliwy krzyk. Zarumienił się i wymamrotał "przepraszam". Zamknął drzwi i pobiegł do sali. Tam zastał swoją kobietę leżącą na posłaniu.
- Gdzie byłeś?- ten zarumienił się jeszcze bardziej i powiedział:
- Nigdzie.
-Słyszałam piski...
- Szukałem Ciebie i...
- I?
- wszedłemdodamskiejtoalety.- rzekł szybko.
- Co?!
- Wszedłem do damskiej toalety...- Kobieta zaczęła się śmiać.- A Ty gdzie mi zniknęłaś?
- Byłam się przejść.
- Beze mnie?
- Tak jakoś wyszło.
Po kilku minutach położył się obok niej.
- Wiesz, że Cię kocham?
- Wiem.- odwróciła się w Jego stronę. Ten przytulił się do Niej i zamknął oczy. Nagle usłyszał dziwny dźwięk dochodzący z miejsca, gdzie spała ich córka. Szturchnął lekko swoją żonę i powiedział:
- Ej...
-Co?
- Słyszysz?- wstał i zapalił światło. Powoli podszedł do łóżeczka. Charlie spała na brzuszku. Pod nią znajdował się misiek. Nóżki dziecka wystawały poza łóżeczko. Michael delikatnie przewrócił małą razem z miśkiem tak, że dziewczynka spała na boczku, przyciskając do siebie zabawkę. Uśmiechnął się, pocałował dziecko w policzek i ponownie ułożył się obok swojej żony.
- Co zrobiła?- przykryła go kołdrą i wtuliła się w Jego tors.
- Spadła na zabawce.
- O... To definitywnie Twoja córka! Kombinatorka jedna.- rozpięła kilka guzików koszuli i wyszeptała- najlepsza podusia na świecie.- i położyła głowę na Jego torsie.
- Kombinatorka chyba wstała...- próbował się podnieść, słysząc płacz dziecka.
- Ja pójdę.- po chwili dziecko znalazło się między nią a Michaelem.
- A teraz śpij.- dziewczynka odwróciła główkę w stronę mamy i zamknęła oczka.
- Jaka Ona już wielka... Trzeba będzie ją zmierzyć... Ale przynajmniej coraz rzadziej płacze w nocy...- pomiział małą palcem po policzku i zasnął.

Następnego dnia.

- Wstawaj!- poczuł lekkie uderzenie w policzek. Otworzył oczy. Kate siedziała na Jego brzuchu. Była cała roztrzęsiona. Zauważył, że kobieta zamachnęła się do następnego uderzenia. Złapał jej dłoń.
- Co Ty robisz?!
- Nie mogłam Ciebie dobudzić.
- Ale nie musiałaś mnie lać!
- Nie drzyj się, bo dziecko obudzisz!
- Nie zmieniaj tematu!
- Chcesz się kłócić w szpitalu?! Przy ludziach?!
- Masz rację... A teraz bądź taka łaskawa i zejdź ze mnie, bo chcę już wstać.- podparł się łokciami.
-A jak nie zejdę to co?
- Będą gilgotki!- Jego dłonie powędrowały na biodra kobiety i wdarły się pod koszulę.
- To jak? Schodzisz?
- Nie.
Zaczął ją łaskotać. Kate zaczęła zwijać się ze śmiechu.
- Przestań!
- To złaź!
- Nie. Tak mi jest wygodnie... Oj no dobrze. Już... Tylko mnie nie łaskocz!
- Masz to jak w banku kotku.- Zwalił Kate i  usiadł na materacu. Dopiero  teraz poczuł chłód.
- Ciekawe, gdzie jest moja koszula... I kto mi ją zdjął...- rzekł ze śmiechem.
Kate zarumieniła się i rzuciła w Niego ubraniem.
- Reakcja kobiet będących w tej sali była bezcenna. Uwierz mi... Stały nad Nami i się gapiły...
- Nie byłaś zazdrosna?
- Byłam! Chciałam im zęby powybijać!- podniosła się i zaczęła robić śniadanie.
- Oo jakaś Ty waleczna.- Ubrał się i powoli wstał.
- Weź... Jedna omal nie zemdlała...- zaczęła się śmiać.
- Serio?
- No mówię Ci... Pobladła, zaczęła się trząść ... Musieli ją z sali wyprowadzić...- podała mu talerz kanapek.

****
I jak się podobała notka? Według mnie wyszła marnie... Cieszycie się z powrotu do szkoły? Bo ja tak. Przynajmniej nie myślę o tym, co się teraz dzieje... Nie jest łatwo... Niestety... :(
Co do kolejnej notki to nie wiem, kiedy się pojawi. Jestem w klasie maturalnej, a w dodatku mam też kursy...
Aniu. Paris NIE JEST matką Maxa Juniora. :)
A teraz kolejny obrazek! Jak się Wam coś takiego podoba, to mogę dawać takie zdjęcia co notkę. Tym razem tekst był układany razem z Marchewką (Zuzią)! 

Michael Jackson - Ebony Cover Magazine